No nie wiem. Mnie to jakoś nie rusza. Pewnie po przeczytaniu Hyperiona, w którym faktycznie dochodzi do (rozciągniętej w czasie ale nieodwracalnej i pewnej) zagłady Ziemi a ludzkość mimo wszystko daje radę, nie martwią mnie wizje katastroficzne.
Jasne, uważam, że trzeba dbać o środowisko, dopóki je mamy, ale jeżeli zdarzy się coś, na co nie mamy wpływu, wierzę że ludzkośc sobie poradzi.
To że lodowce się topią to fakt, nie wierzę jednak w przereklamowany efekt cieplarnianiy. Znajomy geolog wytłumaczył mi w sposób jasny, że ocieplenia i ochłodzenia klimatu towrzyszą naszej planecie od zarania dziejów i jest to naturalna kolej rzeczy. Gazy cieplarniane i zanieczyszczenia emitowane przez cywilizację owszem, mają niewielki wpływ na przyspieszenie tego procesu, ale nie jest tak, że bez tego klimat nie ocieplał by się. Była epoka lodowcowa, teraz może czas na epokę upalną, a to, że ludzie nie są na nią przygotowani i nagle się obudzili, to już tylko efekt ich zbiorowej ignorancji. Jednym słowem - mam zaufanie do matki natury i właśną teorię na temat tego jak ona dąży do tego, aby świat nie był przeludniony.