Piękne wspomnienia macie:)
Prawdę mówiąc metody na zapalniczkę w automacie nie znałam. Znałam inną, jak już pojawiły się telefony na żetony. Były A (do jakichś krótkich rozmów chyba i w dodatku miejscowych), B (chyba w ramach danego numeru kierunkowego) i C (dalszego zasięgu). I miałam koleżankę, która tę opcję B potrafiła oszukać, dzwoniąc gdzie chciała, używając do tego starej dwuzłotówki. Wszyscy zbieraliśmy dla niej te dwuzłotówki. Lokatorka mojej babci pracowała w sklepie spożywczym i przyniosła mi kiedyś taki wielki garnek, w którym babcia gotowała bigos na święta. Po brzegi był wypełniony monetami.
A inna moja koleżanka miała babcię, której nie wolno było się sprzeciwiać. Babcia ta poszła kiedyś do sklepu, bo widziała w nim włoskie kafelki. W tamtych czasach, jak coś zagranicznego było, to tylko przez chwilę, bo od razu wykupowano. Ale ta babcia się zawzięła i kazała pani w sklepie szukać w zakamarkach, bo ona tylko parę potrzebuje. Widać było po sprzedawczyni, że są gdzieś jeszcze, ale na pewno odłożone dla kogoś. No i biedna dziewczyna nie wytrzymała natarcia babci i poszła na zaplecze. Wróciła z radosną twarzą, satysfakcjonujący, wredny uśmieszek posłała babci i rzekła wyniośle "Nie, proszę pani, jak mówiłam włoskich już nie ma, zostały tylko Made in Italy, bierze pani?" Babcia kafelki kupiła, płacą za nie słono i z kamienną twarzą, a jak wyszłyśmy, to ja i kumpela podnosiłyśmy babcię z chodnika, bo tak rżała.
I to nie był Pewex albo Baltona (chociaż Baltona to chyba później...), tylko Jubilat!
(tu chciałam wkleić właściwy filmik, ale coś mi się nie udaje)