Niby film o wyścigach i o miłości. Ale klimat niepowtarzalny, dopieszczona każda scena, wyścigi trzymają w napięciu, nocna scena na plaży to "nic innego jak poezja pisana przy pomocy kamery. "
W dziele Refna bardziej liczy się to, co znajdziemy pod maską. "Drive" ma "feeling" obrazów z lat 80.: ciężki, zatopiony w melancholii nastrój idzie tu pod rękę z delikatnym kiczem. Widać to już w czołówce: kamera panoramuje z góry plątaninę dróg, które przemierza wieczorową porą samochód bohatera, z głośników płynie electro pop, a napisy podane są przy pomocy tandetnej różowej czcionki. Tak mógłby się przecież zaczynać jeden z wczesnych filmów Michaela Manna ("Złodziej", "Łowca").
Film niejaki by był ma jeszcze jedną zaletę- niesamowitą muzykę

: