hm... chodzi właśnie o taką sytuację, że nie ma się żadnych wyobrażeń. Chodzi mi o takie "coś", gdy niczego nie chcesz, zachowujesz racjonalizm, nie masz zdania o tym człowieku, ale pewnego dnia dociera do Ciebie, że życie i świat są takie cudne, bo właśnie ten Ktoś istnieje, a Ty o tym wiesz. Nie ma tu zauroczenia, chwilowych motylków, tylko poczucie bezpieczeństwa, że on istnieje. I spokój gdzieś z tyłu głowy, gdy o tym pomyślisz. Mówię wyłącznie o świadomości istnienia i takim stanie, w którym wręcz ma się pewność, że oto nareszcie wiesz, że spotkałaś swą "drugą połówkę". Nie znam nikogo, kto odnalazł swą drugą połowę, tę część życia, która stapia się z drugim życiem. Mówię wyłącznie o stanie ducha. W moim rozumieniu stan zauroczenia ciągnie za sobą dążenie do spotkania, dotknięcia, wyładowania elektryczności. Potem blask gaśnie. A w uczuciu pełnym, gdzie jest Ci wszystko jedno czy go spotkasz, czy nie, pojawia się spokój. I niezależnie od tego gdzie i z kim będziesz, to nadal zachowujesz tę spokojną, zrównoważoną miłość do innej duszy.
Eh... Jednak nie umiem tego wyjaśnić. Może ktoś jeszcze spróbuje odpowiedzieć...