I teoria się sprawdza ...
Odkąd jadam to na co i kiedy mam ochotę znacznie lepiej się czuję.
Ale nie o tym być miało.
Teoria sprawdziła się niechcący dni kilka temu.
Ktoś wpadł do mnie na kawę i przywiózł własnoręcznie upieczone ciasto. Nie miałam najmniejszej ochoty na nic słodkiego ale nie chciałam zrobić tej osobie przykrości i docenić trud. Nałożyłam więc mały kawałek na talerzyk i beznamiętnie zjadłam popijając czarna kawą, która miała zabić chociaż trochę smak słodkości.
Na efekt nie trzeba było długo czekać. Ciało mi się po prostu zbuntowało. Serce waliło 150 na minutę, ręce, zemdliło mnie .. Normalnie stwierdziłabym, ze to reakcja na węglowodany podane wygłodniałemu organizmowi na kalorie. Problem w tym, ze byłam po dość sytym obiedzie więc to nie była reakcja podnoszenia się cukru we krwi.
Ale eksperyment musiał być powtórzony.
Tym razem na stół poszły parówki z indyka zakupione przeze mnie a na które nie miałam najmniejszej ochoty.
Reakcja podobna. Co więcej nie jadłam nic od rana bo mi się organizm na tyle zbuntował, ze daje mu to czego on nie chce, że postanowił zupełnie nie odczuwać głodu. I się nie dziwię. Strzelił focha bo się nie robi takich rzeczy komuś kogo się kocha
.