A może jednak to jest tak ....
Chyba każdy z nas miał w życiu niejedną taka chwilę kiedy w przypływie złości wypowiedział słowa, których potem żałował. Czy to wobec tych, którzy wydaje nam się zrobili nam coś złego ( a żebyś nogę złamał...) czy wobec samych siebie (mam to w d...).
Zasadniczo różnicę chyba robi czy to tylko słowa czy aż słowa naładowane emocjami. Bo jeśli tylko słowa to nie mają chyba większego znaczenia. To tylko jakieś dźwięki jak brzęczenie muchy.... Jeśli przekazujemy w tym emocje to już gorzej. Bo słowa mogą ranić. Zostawiać ślad, którego nie da się już wymazać. I w nas i w osobach, do których słowa skierowaliśmy. Może w złości na samych siebie, na świat, może miały trafić do kogoś innego, może chcieliśmy tylko wyładować emocje...
Kiedyś .. a właściwie w liceum mieliśmy nauczycielkę. Uczyła historii. Przyjemna nie była. Wyżywała się na nas. Nigdy jej się nic nie podobało. kazała kuć na pamięć podręczniki. Najwyższa ocena w klasie to był dostateczny. Szczerze jej nie znosiliśmy. Zbiorowo życzyliśmy sobie, żeby jej nie było, żeby poszła na jakiś urlop, rok przerwy wypoczynkowej.... Ktoś tam rzucił nawet "żeby się rozbiła na pierwszym zakręcie". I tak powtarzaliśmy i powtarzaliśmy. Aż Pani historyca uległa wypadkowi. Poskręcało Ją okrutnie, jeździła na wózku, cierpiała... nigdy już nie wróciła do całkowitego zdrowia. Miała jednak siłę żeby wrócić do szkoły. Ale całkiem inna już.... Udzielała się z uczniami, rozwiązywała problemy, chodziliśmy do Niej po lekcjach na herbatę i darmowe zajęcia z historii jak czegoś nie wiedzieliśmy. Drzwi Jej domu o każdej porze były dla nas otwarte. Może Ona była taka przedtem ale my tego nie widzieliśmy....
Nieważne...
Ale słowa naładowane emocjami mają wielką moc ...
Może warto trzy razy ugryźć się w język zanim coś do kogoś w złości powiemy.
I chyba warto uważać na to co mówimy do siebie ...