Jest długonogą blondynką o niebieskich oczach. W szkole kochali się w niej prawie wszyscy chłopcy. Była jednak bardzo wybredna. Miała jednak chłopaka. Była wtedy już na studiach. Mówiono o nich: „Jaka piękna para!” Mieli zaplanowany ślub. Coś się jednak stało. Powiedziała mu, że chyba jednak jej życiowa droga jest inna. Musi to sprawdzić. Rozstali się. Nie było im łatwo.
Po pół roku dowiedział się, że wstąpiła do klasztoru. Nie mógł zdobyć się, by tam pojechać. Wiedział, że jej nie przekona. W sercu trwał ból. Nie przypuszczał, że jednak dwaj inni wciąż zakochani w niej chłopcy nie mieli takich skrupułów. Przyjechali do tego klasztoru. Oczywiście każdy w innym czasie. Jeden nawet z mamą. Prosili, przekonywali. Bez skutku. Została. Złożyła śluby – pierwsze, wreszcie wieczyste. Twierdzi, że jest szczęśliwa. Ten, z którym myślała kiedyś założyć rodzinę, zdecydował się wobec tego na małżeństwo z kimś innym. Nie było łatwo, ale cóż mu pozostało.
Pewnego dnia żona pokazała mu jeden numer poczytnego kobiecego pisma, w którym widniało zdjęcie bardzo ładnej zakonnicy. Jej uroczego uśmiechu można by życzyć niejednej aktorce. Tym bardziej intrygował habit i zakonny welon, spod którego nieśmiało i nieco kokieteryjnie wysuwały się falujące włosy. To była ona. Taka sama, ale nawet jeszcze atrakcyjniejsza, jakby z innego świata. Redakcja wyeksponowała fragment wypowiedzi siostry: Nawet w małżeństwie nie można w stu procentach wyrazić miłości do ukochanej osoby. Nie wiedział co o tym myśleć. W sumie jest w tym twierdzeniu nieco racji. Zrozumiałe jest więc, czemu odeszła do klasztoru. Ale przecież on nie może się z tym zgodzić. Przecież kocha swa żonę.
Ale czy tak, jak kochałby tę, z która nigdy nie będzie razem? Wirowało mu w głowie. Przypomniał sobie zdjęcie małej św. Tereski, które kiedyś tak go intrygowało – jej żywe i głębokie spojrzenie i ta zwyczajna, ujmująca twarz. Tak często widywał – nawet na ulicy – tak wiele „atrakcyjnych”, jak to mówił, sióstr. Przywoływał w pamięci tak liczne piękne twarze świętych dziewcząt i kobiet znane z rozmaitych obrazów. Jak to możliwe? Po co to wszystko? – myślał. W imię czego? Dla kogo? Dlaczego dotknęło to także jego?
Nie mógł wyzwolić się od tych pytań bez odpowiedzi. Nie śmiał pomyśleć: Takie ładne dziewczyny! Jakże ich szkoda!” Nie mógł też zapomnieć. I wie, że nie zapomni nigdy. Nieustannie odczuwa, jak dźwiga coś, co nie tyle jest urazem czy blizną, a raczej świadomością własnego ograniczenia i bezradności. Czy tak pozostanie do końca?
Gniotący żal niespełnienia i pokrzyżowania tak pięknych życiowych planów. Mówi się, że czas jest lekarzem, ale w tym przypadku nie do końca. Może po prostu musi dźwigać znak swej nieudolności. Albo niezrozumienia wyroków Pana Boga. Analizując te pytania nie myśli, że może jego była dziewczyna, a obecnie siostra zakonna, wciąż modli się za niego. Nie wie, czy łatwo jej, czy trudno – czy czegoś nie żałuje. Jednego jest tylko pewien – że wciąż ją kocha. I że przez to osoba Pana Jezusa, któremu poświęciła życia, jest jeszcze bardziej intrygująca i wiarygodna.
o. Bernard Sawicki OSB
http://www.tyniec.benedyktyni.pl/ps-po/?p=10565--
komentarze:
ema
6 lipca 2012 o 16:19
A kiedyś jedna zakonnica taka ładna bardzo jechała w tym samym busie co ja.
Wszystkie babcie komentowały
„E, za ładna, szkoda takiej”, na co komentoana odparła „Pan Bóg też lubi ładne”
Małgorzata
9 maja 2012 o 19:18
Jak kogoś Bóg powoła, to oddział wojska nie pomoże. Poznałam kiedyś podobną Zakonnicę. Porzuciła narzeczonego, który nie ożenił się z inną kobietą. Któż to wie, co przeżywał. Owa zakonnica twierdziła, że nie pogodził się z jej wyborem.I nic mu z tego.
Nawiasem mówiąc – znam więcej pięknych dziewcząt,które są przełożonymi klasztoru lub zwykłymi siostrami. Miłe, sympatyczne, energiczne, inteligentne. Wątpię czy byłyby szczęśliwsze jako żony. Więcej dobrego robią dla świata będąc w zgromadzeniu. A jako czyjeś żony – może nie miałyby czasu ze mną porozmawiać. A może mąż by tego sobie nie życzył…
komargotka