Książki nie znam ale znam osobę ktora swoją organizacją mnie wprost powala na kolana. Najbardziej zaskakuje mnie, bo znam ją prywatnie i zawodowo, ze żyje w jakimś dziwnym świeice, na każdym kroku się zakręca jednak efekty ma takie że tylko pozazdrościć. Nikt nie wie jak pna to robi. I dotego zdolna. Trzeba jej powiezieć zeby ksiązę o tym napisała. to też niestety umie!
No dobra młodzieńcze, przyznałeś się prosto w oczy, że to o mnie, jednocześnie wywołując do tablicy.
Zmartwię Was, nie mam żadnego systemu. Wszystkie działania nie mogą być zaplanowane, bo w moim zawodzie rzadko udaje się wiedzieć dzisiaj, co będzie jutro. Ale jak przychodzi chwila, że muszę zrobić coś trudnego, coś z czym jest mi trudno się zmierzyć, czego się boję, bądź mam odruch wymiotny na samą myśl o tym, to po prostu zaczynam od tego właśnie. Nie odwlekam, nie odkładam. Chcę mieć z grzywki. W trakcie wykonywania okazuje się, że nie taki diabeł straszny, a dodatkowo pamiętam o kolejnych zadaniach, tych przyjemniejszych. Te przyjemniejsze traktuję niejako jak nagrodę, więc "zadanie - wróg" jeszcze szybciej mi idzie. Zasuwam, jak burza, by jak najszybciej to zrobić i więcej się tym nie zajmować. Ale na szczęście rzadko takie zadania mnie spotykają. Moja praca jest jednocześnie moją pasją. I odwrotnie - pasja pracą. Coś, z czym się urodziłam, co daje mi frajdę jest jednocześnie moim zajęciem zarobkowym.
Zdarza się, że jestem zmęczona. Wtedy organizuję sobie przyjemne lenistwo. Jednak tak się jakoś składa, że bardzo rzadko nie mam tzw. czasu. Ja go mam. Dla siebie, ale i dla przyjaciół i rodziny, gdy chcą się spotkać. Mam też
chcęć się z nimi spotkać. Mogę nie mieć np. forsy, by gdzieś daleko do nich dojechać. Mogę nie mieć technicznych możliwości (bo np. tłuczenie się z psem dwoma pociągami przerasta mnie), ale nie powiem, że nie mam czasu. Bo ten brak czasu to chyba taka ludzka wymówka. Nie trafia do mnie powiedzenie "zabiegany świat". To ludzie sami ten pęd tworzą. Ja po prostu nie pędzę.
Masz rację M.W. mówiąc, że nikt nie wie jak ja to robię. Sama nie wiem. Po prostu budzę się rano, orientuję się co jest do zrobienia i zaczynam od rzeczy najtrudniejszych. I tyle. I nie obciążam się myślą, że świat się zawali, jak mi się nie uda. On się nie zawali... Na luziku, byle do przodu, bez presji....
P.S. Bardzo, bardzo Ci dziękuję za docenienie:)