Kwiecień 19, 2024, 09:11:55 am

Autor Wątek: Z Krakowa do Prowansji  (Przeczytany 2312 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline LI

  • Modérateur
  • Level I
  • *****
  • Wiadomości: 440
  • Liked: 20
  • Bądź sobą, wszyscy inni są już zajęci ....
  • Grupa: A RH +
Z Krakowa do Prowansji
« dnia: Kwiecień 11, 2013, 09:32:45 pm »
  • Publish
  • Z Krakowa do Prowansji czyli historia w której się opowie o poselstwie do Saint-Gilles-du-Gard słanym przez xięcia Władysława i wstawiennictwie świętego Idziego

    Kościół św. Idziego u stóp Wawelu.
    Tradycja wiąże powstanie tej świątyni z opisaną przez kronikarza Galla zwanego Anonimem historią pewnej pielgrzymki do Prowansji. W Saint Gilles-du-Gard do dziś istnieje opactwo św. Idziego. Dzięki cudownemu wstawiennictwu galijskiego świętego, książę Władysław Herman doczekał się narodzin potomka. 20 sierpnia Roku Pańskiego 1086 przyszedł na świat syn Władysława Hermana i Judyty czeskiej, Bolesław, zwany później Krzywoustym. Szczęśliwy ojciec ufundować miał - według tradycji - kościół św. Idziego w Krakowie, nieopodal swej książęcej siedziby, u stóp Wawelskiego Wzgórza.

    Tak w największym skrócie rysuje się ta historia. Czytelnicy, którzy towarzyszą mi już od tak dawna, zdziwieni są tutaj zapewne zwięzłością mojej opowieści. Porzućcie nadzieję! To dopiero początek! Spleciemy teraz fakty, szczegóły, polskie i prowansalskie wątki, dodamy trochę fikcji, dobrą szczyptę grafomanii, jakieś zdjęcia, słowa Galla Anonima oraz pieśń śpiewaną przez Demarczyk - i powstanie opowieść rozległa jak zawsze, szeroka jak wody Rodanu pod prowansalskim niebem, tylko o niebo płytsza. Ale to nic nie szkodzi. Wszak święty Idzi był też przywoływany w przypadku silnej gorączki, zagrożenia, niebezpieczeństwa, strachu, epilepsji... pod tak przemożną opieką dalsza lektura wydaje się być bezpieczną.

    I jeszcze dodam w tym miejscu, że historią (już nie legendą, czy tradycją) krakowskiego kościoła św. Idziego i opisem jego zadziwiającego wnętrza zajmę się z najwyższą powagą i bez literackich wtrętów już następnym razem. Racjonalne umysły zapraszam właśnie wtedy...
    A tymczasem - en avant!

    Oto mamy zimowy dzień i śnieg zasypał wszystkie ulice Krakowa. Czy w taki mroźny, śnieżny dzień nie jest dobrze powiedzieć sobie, że gdy stoi się w tym oto miejscu:


    mając za plecami (trochę po lewej) królewski Wawel a przed oczyma kościół św. Idziego, a jeszcze dalej, w głębi widać wieże św. Andrzeja - bo to przecież Grodzka, Via Regia, Droga Królewska - to pod naszymi stopami przepływa potężna rzeka czasu. Wierzę, że pod powierzchnią dzisiejszych ulic płyną niewidzialne strumienie dawnych, zamierzchłych dni. Tym mocniejsze, im ważniejsze i bardziej zakorzenione w czasie miejsca łączą. To miejsce jest bardzo starożytne, to niezwykle ważny punkt.

    "A gdy się na nie [miasto] z góry zwierzynieckiej spojźrzy [...] jest coś podobne do lutnie okrągłością swoją, a Grodzka ulica i z zamkiem jest jako szyja u lutnie właśnie. Ma też coś podobnego do orła, którego głowę przedstawia zamek, Grodzka ulica szyję, przedmieścia zasię około niego są jako skrzydła jakie." [z XVI wiecznego historyka, Marcina Bielskiego, zapisane z pamięci]

    Stoimy tu, gdzie szyja owej "lutnie" już prawie się kończy, jeszcze tylko Zamek do orlej głowy podobny. Właściwie możecie sobie wyobrazić, że po plecach (i trochę od lewej) wspina się mroczny i zimny cień wawelskiego wzgórza. To tuż o krok.

    I właśnie w tymże miejscu, w ten zimowy dzień, uświadomiłam sobie, że w moich poszukiwaniach francusko-krakowskich związków przeoczyłam tak ważną historię! Przecież jestem w punkcie, z którego wychodzi droga łącząca mnie wprost z Prowansją, a i protagoniści owej historii zacni i na uwagę zasługują. Przy czym może nazywanie księcia Władysława Hermana "zacnym" jest jednak dużym semantycznym nadużyciem... ale to chyba temat innej opowieści. Święty Idzi zasługuje przecież w pełni na to miano. Kim był ów święty mąż?

    "Święty Idzi, opat i pustelnik, należał do tych świętych czczonych przez wiernych, którzy wyraziście nie odbili się w dziejach, bowiem niewiele o nim wiemy; również źródła historyczne są pełne niejasności i wzajemnych przekłamań. W średniowieczu niebagatelne znaczenie miał kult św. Idziego. Życiorys jego spreparowano jeszcze w X stuleciu, a jeżeli coś o św. Idzim wiemy, to tyle, że zapewne był pustelnikiem w czasach, kiedy - w VII wieku - panował Wamba, król Gotów."- tyle powiada tu autor "Altera Roma".

    Nie wiem, czy te słowa spodobałyby się twórcy informacyjnych tablic, które znalazłam w gablotach w przedsionku kościoła.
    O, w tym miejscu:


    Zgodziwszy się z profesorem co do Wamby (wybaczcie, nie mogłam się powstrzymać, by jeszcze raz nie zapisać tego dźwięcznego imienia), autor tablic z kościelnej kruchty, przynosi wiele uściśleń. Pozwolę sobie zacytować fragment tegoż życiorysu, jako że nie byłabym go w stanie lepiej i trafniej opisać. Zresztą, posłuchajcie

    Oyez, oyez [słuchaycie, słuchaycie bracia miła]

    "Święty Idzi, patron tutejszego Kościoła, żył w czasach króla Gotów Wamby w VII wieku, gdy w tym czasie kościołem rządził Symmach, a w Arles był biskupem św. Cezary.
    Urodzony ok. 640 roku pochodził ze znakomitej rodziny królów greckich z Aten. Rodzice Jego, Teodor i Pelagia, przykładni katolicy, wychowali Go b. starannie tak, iż zasłynął nie tylko mądrością ale i pobożnością. Ulubionym Jego zajęciem była książka i modlitwa, w chwilach zaś wolnych odwiedzał ubogich i chorych pomagając im w ich utrapieniach.
    Będąc młodym odziedziczył po rodzicach duży majątek, który sprzedał i rozdał ubogim, sam żyjąc w najskrajniejszej nędzy. Czyn ten zjednał Mu wielki szacunek w mieście i okolicy.
    Z Grecji Św. Idzi udał się do Francji i jako pustelnik osiadł w lesie należącym do biskupstwa Nîmes niedaleko Marsylii - w krainie Prowansji - tam, gdzie Rodan wpada do Morza Śródziemnego. Ikonografia [...] przedstawia świętego Idziego z łanią, która karmiła Go mlekiem, gdy ten prowadził życie samotne."

    O, nieszczęsny Idzi, a właściwie Egidiusz (a po francusku Gilles), nawet w pustelniczym życiu dotknęło go jeszcze jedno strapienie. Łanię, której mlekiem żywił się świątobliwy mąż, zabito podczas królewskich łowów. Ustrzelono jedyną karmicielkę do Zeusowej Almatei podobną! Któż dokonał tego haniebnego czynu? Nie kto inny jak... sam król Wamba! Monarcha, by zadośćuczynić świętemu i wynagrodzić mu tę stratę, dał mu w posiadanie ziemię, na której polowano. Pustelnik założył tu opactwo, przybywało uczniów a sława świętego męża rosła i rozgłosem rozbrzmiewała w całej Europie. Legendy i opowieści, historie cudów, jakie dokonywały się dzięki wstawiennictwu prowansalskiego świętego obiegały całą Europę a miejsce jego pochówku (w świątyni przy opactwie, którą był ufundował) przyciągało pielgrzymów. Szczególnie, że położone było na drodze do Compostelli, kędy zmierzały do świętego Jakuba tysiące pątników - ci zatrzymywali się właśnie w opactwie św. Egidiusza. A nawet część pątniczej drogi nazwano "iter Aegidii" na pamiątkę i miejsca, i świętego pustelnika. Ponoć Saint-Gilles-du-Gard to czwarte pod względem ważności miejsce pielgrzymek w średniowiecznym świecie - po Rzymie, Jerozolimie i Santiago de Compostella.

    Cóż to za miejsce! Kto romańską architekturę i rzeźbę ceni sobie wielce, ale antyczną także i nie potrafi dokonać w swoich sympatiach wyboru - niech jedzie czym prędzej do Saint-Gilles-du-Gard! Antyczne podglebie było na południu Francji tak żyzne, tak witalne, że na jego gruncie wyrosły architektura i rzeźba wieków późniejszych niepodobne do innych w całej Europie. To, co po wiekach niełatwej historii, wzburzeniach wojen religijnych i rewolucyjnych zniszczeniach pozostało z opactwa - jest prawdziwym klejnotem romańskiej prowansalskiej sztuki. Fasada świątyni to prawdziwa "księga z kamienia", dekoracja rzeźbiarska, która powstała między 1120 a 1160 rokiem, przedstawia sceny biblijne i alegoryczne - styl jest ożywiony wyrazistą i żywą tradycją antyczną. Proszę, koniecznie zobaczcie fotografie przedstawień rzeźbiarskich z Saint-Gilles-du-Gard. [Wybrałam stronę z angielskimi napisami i zdjęcia są doskonałej jakości.] Trzy Marie u Grobu - w antycznych strojach a jedna z amforą, Maria Magdalena u stóp Chrystusa, wypędzenie przekupniów ze Świątyni, biczowanie - nie mogę oderwać się od tych przedstawień. Są absolutnie doskonałe. I znów czuję, jak oślepia mnie słońce śródziemnomorskiej kultury, znów czuję się jak "barbarzyńca w ogrodzie" - gorzej, bo od tych ogrodów oddalona, mogę marzyć o nich, mogę wspominać a Kraków blednie, i niknie, i powszednieje. To zawsze takie przykre... Przejdźmy więc szybko do zakończenia historii, a ja będę sobie we śnie wspominać, co widziałam pod słońcem Arles, Orange i Nimes.

    Święty Idzi zyskał zatem paneuropejską sławę. Zaliczono go do chwalebnego grona czternastu wspomożycieli, "których wierni otaczają należną czcią i których wspomożenia wzywają we wszystkich potrzebach. [...] Wzywano go na pomoc w przypadkach silnej gorączki (także gorączki połogowej), zagrożenia, niebezpieczeństwa, strachu, epilepsji. Wzywały go karmiące matki, chorzy, ranni, myśliwi, rolnicy, rybacy, wojskowi."

    A teraz clou:
    "Jest też św. Idzi patronem rodzin, które proszą go o wstawiennictwo u Pana Boga dla uzyskania potomstwa i w jego opiekę oddają swe nowonarodzone dzieci."

    Książę Władysław Herman i jego żona Judyta czeska pozbawieni byli (mimo nieustających - zdaniem Galla Anonima - modłów i postów) dobrodziejstwa posiadania potomka. Pisze kronikarz, że widząc strapienie książęcej pary, przystąpił do nich biskup Franko i rzekł do nich w te słowa:
    "Jest pewien święty w ziemi francuskiej, ku południowi, kędy Rodan [ale już to wiemy, pozwolę sobie skrócić wypowiedź czcigodnego biskupa [...] Zatem na podobieństwo chłopca sporządźcie posąg ze złota, przygotujcie dary królewskie i pośpieszcie je posłać świętemu Idziemu".

    Takoż i uczyniono. Sporządzono posążek chłopca, i złoty kielich, i dary najszczodrzejsze. Złota i sreber obfitość, szaty liturgiczne złotem i drogocennym haftem zdobne. Spakowano podróżne kufry i poselstwo wyruszyło z Wawelu do prowanckiej ziemi, kędy Rodan, etc. etc.

    O tej wyprawie śniłam kiedyś.

    I otwierały się przed nimi świetliste doliny
    podniebne łąki skrzące się dziwnym, fiołkowym kwieciem.
    Ziemio prowancka, od twych fiołkowych pól piękniejsze są przecież nadobnej Judit szafirowe oczy, bardziej złociste jej włosy niźli spalone słońcem złoto twoich zbóż.


    I słoneczników stare złoto nie tak szlachetne
    Pani Pólnocnego Zamku, Judyto, wesel się


    Już nadchodzi dla ciebie czas zbiorów
    Nie będzie puste twe życie, owoc żywota twojego będzie radością
    jak śpiew cykad pod szafirowym niebem, jak twoje oczy, niech


    otworzą się przed nami świetliste doliny, słońce prowanckiej ziemi jest ostre
    jak śmierć
    [dlaczego przyszła na myśl, czemu miesza słowa pieśni]
    Judit, złotowłosa, od ciebie niesiemy świętemu Idziemu złoto i srebro i moc kosztowności
    i kielich
    I złoty posążek podobny do złotej ważki

    "I daj nam dziecię za dziecię, za martwe żywe daj przecie,
    zachowaj dziecię ze złota, daj żywe z matki żywota." 



    Raz tylko księżyc obrócił się złoty, złotem podobny najjaśniejszej Judyty pszenicznym kosom.
    Noc jest czarna, ale nadchodzi radość, o Judith świetlista.


    Taka pieśń powstała w myślach Hermana, który wiódł poselstwo, wiernego sługi miłościwie panującego xięcia i miłującego xiężną Judyt nieco bardziej, niż to w północnych krainach przystało, w tych zimnych miejscach, które o dworskiej miłości trubadurów nie słyszały.

    Opat powitał posłów powściągliwie, ale ujrzawszy tak hojne dary rozpoznał, że z dalekich krajów przybywają wysłannicy bajecznie zamożnego dworu. Przeczytał monarszy list z prośbą do świętego o wstawiennictwo i przychylił się do próśb, i własne do nich modły przyłączył. Przez trzy dni trwały nabożne posty i modlitwy.

    "I daj nam dziecię za dziecię, za martwe żywe daj przecie, zachowaj dziecię ze złota, daj żywe z matki żywota."

    Czy święty Idzi przychylił się błagań? Jak zakończyła się wyprawa? Lepiej ode mnie opowie o tym Mistrz Gall - a najlepiej posłuchać pieśni, którą do jego słów śpiewa Demarczyk. Pozwolę sobie tu zacytować opowieść (lub pieśń) ze strony Piwnicy Pod Baranami:

    Ballada o cudownych narodzinach Bolesława Krzywoustego

    Bolesław, książę wsławiony.
    Z daru Boga narodzony,
    Modły świętego Idziego
    Przyczyną narodzin jego.

    W jaki sposób się to stało,
    Jeśli Bogu tak się zdało,
    Możemy wam opowiedzieć,
    Skoro chcecie u tym wiedzieć.

    Doniesiono raz rodzicom,
    Którym brakło wciąż dziedzica,
    By ze złota dali odlać
    Co najrychlej ludzką postać.

    Niech ją poślą do świętego
    Na intencję szczęścia swego,
    Śluby Bogu niech składają
    I nadzieję silną mają.

    Co prędzej złoto stopiono
    I posążek sporządzono,
    Który za syna przyszłego
    Do świętego ślą Idziego.

    Złoto, srebro, płaszcze cenne
    Oraz różne dary inne,
    Posyłają święte szaty
    I złoty kielich bogaty.

    Wnet posłowie się wybrali
    Przez kraje, których nie znali;
    Kiedy Galię już przebyli,
    Do Prowansji wnet trafili.

    Posłowie dary oddają,
    Mnisi dzięki im składają;
    Cel podróży swej podają
    Oraz prośby przedstawiają.

    Wtedy mnisi trzy dni całe
    Pościli na Bożą chwałę;
    A za postu ich przyczyną
    Matka wnet poczęła syna!

    Więc posłom zapowiedzieli,
    Co w swym kraju zastać mieli.
    Zostawiwszy mnichów z zlotem
    Wysłańcy spieszą z powrotem.

    Minąwszy burgundzką ziemię
    Wrócili, gdzie polskie plemię.
    Przybyli z twarzą promienną,
    Księżnę zastając brzemienną!

    Takie były narodziny
    Owego właśnie chłopczyny,
    Nazwanego Bolesławem,
    Ojciec zwał się Władysławem.

    Matka zaś Judyt imieniem
    Za dziwnym losu zrządzeniem.
    Tamta Judyt kraj zbawiła,
    Gdy Holoferna zabiła -

    Ta zaś porodziła syna,
    Który wrogom karki zgina.
    Spisać dzieje tego księcia
    To cel mego przedsięwzięcia.

    Zanim jeszcze posłowie powrócili do Krakowa, księżna była brzemienną. Urodziła syna. To Bolesław, który zapisał się w historii pod przydomkiem Krzywoustego. Władysław Herman (ten znów zapisał się raczej niechlubnie, ale to temat na inną opowieść) ufundował - tak chce tradycja - w podzięce prowansalskiemu świętemu kościół św. Idziego w Krakowie.
    Nie ten, który widać na zdjęciach, tylko całkiem legendarny - a w każdym razie nieistniejący.



    I to już konie opowieści.
    Zapada mrok. A piękna Judit? zapyta ktoś.


    Poród był ciężki. Nigdy już nie wróciła do zdrowia (gorączka połogowa?)
    Umarła cztery miesiące później.

    Ale o tym wspomina się raczej niechętnie, dość cicho.
    Zresztą, najlepiej o tym milczeć.