Marzec 28, 2024, 06:28:30 pm


Autor Wątek: Katastrofa lotnicza w Giblartarze. Śmierć Sikorskiego.  (Przeczytany 3332 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

wiesiek

  • Gość
Naczelny Wódz, generał Władysław Sikorski, po inspekcji oddziałów polskich na Bliskim Wschodzie powracał do Londynu. Tradycyjnie przerwa w podróży na tej trasie wypadała w Gibraltarze.

„Proszę zakomunikować następującą depeszę pułkownikowi Borkowskiemu: Początek: Z najgłębszym ubolewaniem zawiadamiam Pana, że samolot wiozący generała Sikorskiego z Gibraltaru do Zjednoczonego Królestwa przy wznoszeniu się, o godzinie 23 uległ katastrofie, wpadając do morza. Generał Sikorski i cały sztab ponieśli śmierć, łącznie z panią Leśniowską, generałem Klimeckim, pułkownikiem Mareckim, M. Kułakowskim, porucznikiem Ponikiewskim, pułkownikiem Cazaletem, pułkownikiem Gralewskim - kurierem z Warszawy. Ciało generała wydobyto. Inne ciała oczekują na identyfikację. Dalsze szczegóły prześle po otrzymaniu. Pozwalam sobie jednocześnie wyrazić mój najgłębszy ból, wysyłając Panu tą wiadomość, która jest straszną tragedią dla naszego narodu i naszego Kraju. Koniec. Od oficera łącznikowego, Gibraltar, Łubieński”. Była to jedna z wielu podobnych depesz wysłanych przez porucznika Łubieńskiego do Londynu tragicznej nocy z 4 na 5 lipca 1943 roku.

Ambaras Gubernatora.
  3 lipca 1943 roku generał MacFarlan, gubernator Gibraltaru, otrzymał wiadomość, że w drodze powrotnej z Kairu do Londynu zatrzyma się u niego polski premier i Naczelny Wódz, generał Władysław Sikorski. Wiadomość ta postawiła na gubernatora w kłopotliwej sytuacji. Tego samego dnia awizowano mu przylot radzieckiego ambasadora Majskiego. Wobec zerwania stosunków dyplomatycznych polsko-radzieckich, gubernator nie mógł popełnić nietaktu i gościć obu polityków pod jednym dachem. Toteż wysłał do Londynu depeszę, w której poinformował, że - ze względu na przepełnienie gośćmi pałacu - nie będzie miał możliwości udzielić Majskiemu noclegu. Foreign Office przesunęło przylot Majskiego na dzień 4 lipca.
  O godzinie 16.40 (3 VII 1943 r.) na lotnisku w Gibraltarze wylądował samolot Liberator, którym przyleciał generał Sikorski. Dostojnego gościa powitał sam gubernator. Na pokładzie samolotu znajdowali się najbliżsi współpracownicy Sikorskiego, którzy towarzyszyli mu podczas inspekcji wojska polskiego na Bliskim Wschodzie. Warto nadmienić, że wraz z generałem do Gibraltaru przyleciało trzech Brytyjczyków, których zabrano na pokład samolotu w Kairze. Był to rzadki przypadek, gdyż do samolotu wiozącego głowę państwa z zasady nie dołączano innych pasażerów. Po powitaniu generał Sikorski poprosił gubernatora o nocleg w Gibraltarze. Był zmęczony podróżą.
  Porucznik Łubieński napisał: „Jeszcze w samochodzie generał Sikorski wyraził swoje wielkie zadowolenie wobec gubernatora ze swojej wizyty na Bliskim Wschodzie (...)”. Po przybyciu do pałacu gubernatora, Sikorski-po po krótkiej rozmowie z MacFarlanem-udał się do swojego pokoju. Tam wysłuchał meldunku porucznika Łubieńskiego na temat ewakuacji z Hiszpanii polskich żołnierzy, uciekinierów z obozu Miranda del Ebro. Pozostała ciao dnia generał spędził w swoim pokoju.
  4 lipca w godzinach rannych w Gibraltarze wylądował samolot Majskiego. Samolot radzieckiego dyplomaty stanął w pobliżu Liberatora generała Sikorskiego. Gubernator nie poinformował Majskiego o pobycie polskiego premiera w Gibraltarze. Po zjedzeniu śniadania ambasador ZSRR odleciał w dalszą w drogę do Kairu. Już po odlocie Majskiego do pałacu przybył porucznik Łubieński. O godzinie 10 rano przywieziony został kurier z Warszawy-kanonier Gralewski. Jeszcze przed przedstawieniem go Naczelnemu Wodzowi spotkali się z nim generał Klimecki i pułkownik Marecki. W tym samym czasie porucznik Łubieński wraz z porucznikiem Ponikiewskim i panem Kułakowskim przygotowywali plan pobytu generała Sikorskiego na resztę dnia. O godzinie 13 generał Sikorski udekorował generała MacFarlana Orderem Polonia Rostituta. Następnie spotkał się z żołnierzami polskimi czekającymi na ewakuację z Gibraltaru.

Środki ostrożności.
  Przelot Sikorskiego organizowały władze brytyjskie. Samolot, którym leciał generał należał do specjalnej eskadry brytyjskiej, nazywanej popularnie „taksówkami z Downing Street”. Załogi tych samolotów były wybierane drogą losowania. W ostatni swój lot polski premier leciał samolotem Liberator AL. 523, którego pierwszym pilotem był Czech kapitan Prchała. Po wylądowaniu Liberatora ustawiono go na miejscu przeznaczonym dla samolotów specjalnych, przewożących ważne osobistości. Według opinii strony brytyjskiej, lotnisko w Gibraltarze należało do najlepiej strzeżonych obiektów. Nieustannie oświetlone nocą, ze względu na biegnącą przez nie drogę do Hiszpanii było ciągle patrolowane. Droga do granicy była zamknięta barierami i tylko w wyjątkowych wypadkach otwierana.

Wątpliwości.
  Porucznik Łubieński zeznając później przed prokuratorem dr Tadeuszem Cyprianem powiedział: „Ponieważ samolot generała Sikorskiego wiózł sporo bagażu, którego nie wyładowano w Gibraltarze, więc ja trzy razy musiałem udawać się do samolotu z adiutantem dla wydobycia bagażu, który był właśnie potrzebny i za każdym razem zastawałem na samolocie dwóch członków załogi, a obok niego-wartownika z toomy-ganen”. W tym dniu przełożonym żołnierzy pełniących wartę na granicy oraz przy Liberatorze generała Sikorskiego był kapitan Jack Williams z Wydzielonej Kompanii Królewskiej Pułku Gibraltarskiego.
W zeznaniu swoim oświadczył: „Warta przy Liberatorze AL. 523 została objęta o godzinie 16.30 w dniu 3 lipca i była trzymana do chwili odlotu samolotu...Wartę pełnił jeden żołnierz zmieniany co dwie godziny...Żołnierz obejmujący wartę przy samolocie otrzymywał rozkaz następującej treści: Do samolotu nie ma prawa nikt się zbliżyć, z wyjątkiem personelu posiadającego specjalną przepustkę, zezwalającą na dokonanie przeglądu technicznego samolotu. Wykaz z nazwiskami osób, które miały prawo zbliżenia się do samolotu został dostarczony przez RAF. Wartownik był także poinformowany o tym, że każdą inną osobę próbującą zbliżyć się do samolotu ma obowiązek zatrzymać...”.
  „Podczas wynoszenia pierwszych worków żaden wartownik mnie nie zatrzymał i żadnego nie widziałem-tak zeznawał 13 lipca 1943 roku kapral Walter Titterngton. Było tam wielu żołnierzy z lotnictwa i być może ja nie zauważyłem wartownika... Gdy w dniu 4 lipca o godzinie 7.00 wchodziłem do samolotu po następne worki, stwierdzam z całą pewnością, że wartownika przed samolotem nie było- więc też nie byłem przez nikogo zatrzymany. Do samolotu wszedłem przez tylny właz. W czasie wchodzenia obudziłem znajdującego się w samolocie plutonowego Hopgooda, który znając mnie, pozwolił wejść do środka. Gdy z workami opuszczałem samolot po minucie lub dwóch, znowu nie widziałem wartownika i nikt mnie nie zatrzymał”. Fakt ten potwierdził plutonowy Hopgood, stwierdzając, że gdy o godzinie 7.30 schodził z warty, przy samolocie znajdował się jeden z członków brygady naprawczej i „był zajęty przy przeglądzie samolotu”. W tym czasie służbę przy samolocie pełnił szeregowy Chrystian Callow, który w trakcie śledztwa zeznał, że służbę przy samolocie rozpoczął 4 lipca o godzinie 8.00. Twierdził on: „Podczas mojej służby do samolotu nie zbliżała się ani też nie weszła lub wyszła żadna nieupoważniona osoba”. W odpowiedzi na pytania szczegółowe stwierdził on, „że w ogóle nikt się do niego  (Liberatora) nie zbliżył”. Rozprowadzającym warty był plutonowy Thomas Tomlinson, który potwierdził, że w godzinach 6-8 rano wartę przy samolocie pełnił szeregowy Callow. Tomlinson zeznał, że kilka razy w tym czasie sprawdzał go na warcie. Po zejściu z warty Callow nie zameldował przełożonym o wejściu do samolotu Titteringtona oraz  o wyjściu z Liberatora o godzinie 7.10 plutonowego Hopgooda. Ten ostatni zeznając drugi raz powiedział: „Nie widziałem wartownika i nie byłem nawet świadom tego, iż na zewnątrz powinien być wyznaczony wartownik. Widziałem jednak dwóch lub trzech wartowników z tyłu Liberatora AL 523 w pobliżu kilku samolotów Mosquito i byłem przekonany, że pilnują oni tych właśnie samolotów”. Przesłuchiwany ponownie kapitan Jack Williams, pytany o wygląd specjalnej przepustki zezwalającej na przegląd techniczny samolotu powiedział: „Był to kawałek papieru, na którym sierżant Moore wypisał nazwiska osób, które miały prawo dostępu do samolotu. Osoby te miały być rozpoznawane przez okazanie swoich legitymacji wojskowych”. W trakcie śledztwa nie przesłuchano żołnierza, który o godzinie 7.30 dokonywał przeglądu samolotu. Według zebranych zeznań czynności te były dokonywane w godzinach późniejszych. Kim była ta osoba-od tej pory nie wiadomo. Dlaczego szeregowy Callow zeznał, że w trakcie swojej służby nikogo nie widział przy samolocie? Przecież o godzinie 7.30 schodził z warty wewnątrz Liberatora plutonowy Hopgood, a na zewnątrz pracował ponoć jakiś mechanik Jak było w rzeczywistości i czy istotnie samolot był dobrze pilnowany? Na podstawie znanych zeznań można stwierdzić, że sprawa zewnętrznej warty była bardzo zagadkowa. Znamiennie, że w tej sprawie komisja śledcza nigdy nie przeprowadziła dochodzenia.

Tajemniczy pasażerowie.
  Zagadkę stanowili również pasażerowie, którzy zostali dołączeni w Gibraltarze. Kapitan Reginald Coleman zeznał, że 4 lipca około godziny 22 do Biura Dowództwa RAF-u w Gibraltarze zgłosili się dwaj pasażerowie, „którzy mieli lecieć Liberatorem AL. 523. Byli to panowie Pinder i Lock-jedyni pasażerowie, którzy przeszli odprawę przed wejściem do samolotu”. Kim byli owi „cywile”? Według porucznika Łubieńskiego Pinder miał być szefem wywiadu brytyjskiego na Środkowym Wschodzie, ale do dnia dzisiejszego prawdziwej funkcji ni jednego, ni drugiego. Gdy odprawiano Pindera i Locka, do lotniska zbliżała się kolumna samochodów wiozących generała Sikorskiego i towarzyszące mu osoby. Porucznik Łubieński stwierdził: „ przed startem z Gibraltaru pasażerowie przyjechali w doskonałych humorach... nie mogę powiedziwć-zeznawał-by ktoś z pasażerów miał złe przeczucia...”.

Ostatnie sekundy.
  Lecące samolotem osoby rozmieszczał porucznik Ponikiewski. Jako ostatni na pokład Liberatora wszedł generał Sikorski. Po uruchomieniu silników i ich rozgrzaniu samolot pokołował na runway. W tym dniu, ze względu na kierunek wiatru, start odbywał się w stronę Morza Śródziemnego. Gubernator wraz z towarzyszącymi osobami czekał na start Liberatora AL523 około pół godziny. O godzinie 23.15 samolot wreszcie poderwał się do lotu. Łubieński w swoich zeznaniach opisywał: „ Widać było ciemną masę samolotu na tle nieba, jak również jego światła pozycyjne. Światła szły prawidłowo ku górze, potem poziomo, aż nagle zauważyliśmy ich płynne obniżanie się ku morzu, co nas tknęło, bo nie wiadomo było dlaczego. Ponieważ runway idzie lekko ku górze, samolot obniżając schował się za linię horyzontu widzianego od nas i nagle usłyszeliśmy ciszę, bo zgasły silniki zamknięte przez pilota w celu uniknięcia eksplozji i wówczas było już jasne, że coś się stało. Nadmieniam, że od chwili startu do tego momentu upłynęło około 20 sekund. Ruszyliśmy biegiem ku końcowi runway’u, potem dogoniły nas samochody i podwiozły i  wówczas zobaczyliśmy ciemną masę samolotu leżącą na wodzie, oświetloną koncentrycznie przez reflektory skierowane na ten punkt natychmiast po wypadku. Zdawało się nam początkowo, że maszyna leży tuż przy brzegu, ale okazało się, że leży na morzu o 500 yardów od końca runway’u, na falach”.

Poszukiwania.
  Jako pierwsza na miejsce wypadku dotarła łódź wiosłowa. To jej załoga wyłowiła pilota kapitana Prchalę. Jeden z płynących łodzią, starszy szeregowy Derek Qualtrough, zeznał: „Reflektory z Gibraltaru oświetliły miejsce wypadku, a my przystąpiliśmy do poszukiwania dalszych ofiar. Samolot zanurzył się już pod wodę. W pięć minut później wyciągnęliśmy ciało człowieka, który nie miał na sobie kamizelki, uniósł się na wodzie, mając głowę pod wodą. Uświadomiłem sobie, że był martwy”. Pierwsze łodzie motorowe dotarły na miejsce zdarzenia po 8 minutach, a specjalna jednostka ratownicza-po około 20 minutach. Z wody wyciągnięto, prócz pierwszego pilota, dającego oznaki życia brytyjskiego brygadiera Whitleya. Zmarł on jednak, zanim łódź dotarła do brzegu. Bilans katastrofy był tragiczny. Oprócz pilota nie udało się uratować nikogo.

Wypadek czy zamach?
  Porucznik Łubieński pisał: „Liberator jest górnopłatem i dlatego lądowanie na brzuch jest tak niebezpieczne dla pasażerów, bo uderza on o ziemię lub morze kabiną pasażerską. Samolot w chwili uderzenia pękł na trzy części luźno trzymające się ze sobą i prace nurków potem przyczyniły się do jego zupełnego rozsypania się na dnie morza...” Na specjalne życzenie Churchilla komisja badała przyczynę wypadku, biorąc pod uwagę możliwość sabotażu, czego badania nie potwierdziły . Sprawdzono wszystko: linki, stery, robiono próby obciążenia linek w powietrzu dla przekonania się, czy blokuje się przez tostery, ale okazało się, że wszystko to pozostaje bez wpływu na ich działanie... Śledztwo w sprawie katastrofy Liberatora AL. 523 prowadzona przez Brytyjczyków nie dało żadnych rezultatów. Warto nadmienić, że na liczne zapytania strony polskiej w sprawie dokumentacji dotyczącej katastrofy panowało milczenie. Zaraz po śmierci generała Sikorskiego wiele osób z jego otoczenia mówiło nie o wypadku lotniczym, a o zamachu na generała. Mimo usilnych prac polskiej komisji badającej przyczynę katastrofy, nie udało się jednak potwierdzić tej hipotezy.
  W powojennej literaturze historycznej wielu autorów zwracało uwagę na słabo prowadzone dochodzenie oraz na zniszczenie wielu dokumentów dotyczących katastrofy. Do dnia dzisiejszego śmierć generała Sikorskiego otoczona jest nimbem tajemnicy. Krąży wiele wersji przyczyn i okoliczności katastrofy gibraltarskiej. Lata, jakie od niej upłynęły przysporzyły kolejnych przypuszczeń i postawiły nowe pytania. Na ostateczne wyjaśnienie zagadki trzeba będzie jednak poczekać.

http://s14.postimg.org/yfyk0u1zh/3da5d9db895766b51e8d8ad8a3328ad5.jpg

Władysław Sikorski przed katastrofą - jedno z ostatnich zdjęć polskiego generała.
« Ostatnia zmiana: Maj 10, 2013, 10:40:41 pm wysłana przez edu »