Tata nie chciał mnie zabrać ze sobą do pracy. Samochodem. Nie byle jakim samochodem, bo piękną syrenką, full wypas. Ale nie chciał mnie wziąć... Urządziłam mu stosowną scenę, aż się pół ulicy bab zleciało. Tata pod wpływem presji i strachu przed linczem wytoczył ciężkie działa, by córcię uspokoić. Omamił mnie obietnicą wieczornej przejażdżki czołgiem. Dzisiaj, po latach mówi, że miał nadzieję, że od 6.30 rano do wieczora zapomnę o tym. Ale ja nie! Ja wszystkim dzieciakom powiedziałam. Wieczorkową porą staliśmy grzecznie w dwuszeregu czekając na czołg. Po zmierzchu matki wylazły, dzieciarnię za uszy do domów wlokły, ale gdzie tam! Czołg ma być! Prawdziwy! Z lufą! Może Niemcy nawet będą.
Ale on nigdy nie przyjechał....
Wiecie jaki to był obciach? Honor ulicy został zbrukany, bo my zaprosiliśmy wrogie obozy z sąsiedztwa. Przez około miesiąc życia nie miałam, a biorąc pod uwagę, że liczyłam sobie wówczas niecałe 4 lata, to była wieczność....