0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
Apokalipsa to nasz chleb powszedni. W kinie zalewał nas już deszcz meteorytów, przemierzaliśmy skute lodem metropolie, widzieliśmy, jak po swoje wraca stłamszona natura. Dziesiątkowały nas mordercze wirusy, beznamiętne maszyny, zabójcze promieniowanie, a nawet rozwścieczona leśna fauna. Rzadko jednak mieliśmy okazję śmiać się z nadchodzącej zagłady. "Przyjaciel do końca świata" daje nam tę możliwość, choć często jest to śmiech, który więźnie w gardle.