Uwielbiam takie chwile kiedy potrafię się otworzyć na dziecięcą fantazję, wrażliwość i widzenie rzeczy prostymi i takimi jakimi są naprawdę.
Często pomaga mi w tym Dzieć. To taka chwila kiedy zapomina się o wszystkim co wokół. Jestem tylko ja i Ona. I płyniemy przez siebie i z sobą.
Wczoraj rozłożyłyśmy farby wodne. Matka włączyła muzykę. I miałyśmy malować to co podpowiedzą nam nasze myśli. Matka zbudowała oczywiście schemat, nie słuchała swoich myśli. Powstał jakiś tam średniej jakości obrazek z jakimiś krzaczorami, niebem i słońcem. Nie był mój..
Ale patrzę na dziecię (lubię na Nia patrzeć szczególnie wtedy kiedy Ona nie zdaje sobie sprawy, że Ją obserwuję). A tam powstaje istna furia barw. Kosmos. Planety. Słońce. I jak mi się zdawało Ziemia pośrodku. Ale za raz coś tu jest nie tak- matce zaświeciły się diody w istocie szarej. Logika się obudziła. Bo wszystko na tej Ziemi było odwrócone. Tam gdzie zwykliśmy na naszej planecie widzieć ląd u Meli było wodą. I odwrotnie.
Pytam więc co to za planeta bo chyba nie Ziemia.
- To Aimeiz mamo- odpowiada A.
- Yhmmm. A gdzie leży ta planeta?
- Obok nas. Ale jej nie widzimy.
- I co jest na tej planecie?
- Mieszkają tam Aimeizianie. I robią wszystko odwrotnie niż my.
- Jak to odwrotnie?
- Rodzą się starzy i umierają młodzi. Nie jedzą tak jak my.
- Jak to nie jedzą?
- No my jemy biorąc jedzenie. Oni wydają pokarm, żeby żywić Aimeiz.
- To jak oni żyją?
- No normalnie. Mają w sobie takie kulki, które pozwalają im żyć bez jedzenia. Te kulki świecą i nigdy się nie wyczerpują.
Historia o Aimeiz powstaje w dalszym ciągu. Od wczoraj tworzymy ją razem dopowiadając co nam wyobraźnia podpowie

.